Nasze relacje i przeżycia kibicowskie |
kolesztrojkata
Capo di Tutti Capi
|
Wyjazd do Wrocławia ( 2 liga )
Na ten mecz kilka osób od nas przygotowywało się już od dłuższego czasu. Dzień wyjazdu to był wtorek 15.08.2006 r (dzień wolny od pracy). Był to pierwszy mecz ŁKSu Łomża w 2 lidze, jednakże był to także pierwszy nasz mecz wyjazdowy. Po cało tygodniowym zbieraniu chętnych na ten daleki wyjazd, wkońcu ostatecznie pokusiło się 5 osób żeby stawić się na miejscu zbiórki. Tuż przed odjazdem, o bardzo wczesnej godzinie rannej udaliśmy się po zakup kilkunastu piw na miejscowy StatOil, powyższy alkohol milo nam umilał podróż do krańcowego przystanku na dworcu zachodnim w Warszawie. Wszak że do odjazdu pociągu relacji W-wa – Wrocław, było dużo czasu więc udaliśmy się na degustacje kolejnych piw do pobliskiego parku. Wracając na dworzec zostawiliśmy jeden napis sprayem na murze dworca: ŁKS ŁOMŻA on Tour. Po zakupie biletów, wbiliśmy się w pociąg i zaczęła się 6 godzinna podróż na Dolny Śląsk. W pociągu jak to w pociągu małe picie , jak zawsze vlepkowanie przedziału i całego wagonu, darcie ryja przez okno wagonu i pozdrawianie oczekujących pasażerów na kolejnych peronach miast gestem zamawiania 5 piw. Przed dojazdm do Wrocławia zorientowaliśmy się, że nie wiemy na której stacji wysiaść ( nikt nie miał żadnej mapy), wiec wysiedliśmy na stacji Wrocław- Odra. Jak okazało się wybór był słuszny i zaczęliśmy się dopytywać Wrocławian jak dojechać na Stadion Olimpijski we Wrocławiu. Podczas naszej wędrówki starymi ulicami Wrocławia, podziwialiśmy piękno tego miasta, naprawdę Wrocław jest Ładny. Następnie wbiliśmy się w czerwoniak nr 701, i wysiedliśmy pod samym stadionem Olimpijskim. Na Stadionie byliśmy o godzinie 15, wiec do meczu pozostało nam 2 godziny czasu. W koncu 1.5 godziny przed meczem przyszedł kasjer z biletami i zaczęliśmy gadkę z kolesiem w temacie zakupu biletów na sektor gości. Kasjer od razu nam sprzedał bilety na trybunę główna odkryta, po 15 zł za sztukę i oznajmił że sektora dla kibiców gości nie ma, wiec znaleźliśmy się na małym lodzie, jechać prawie 500km w jedna stronę i się nie ujawniać, to nie przechodziło nam wcale w głowach. Kasjer odesłał nas do organizatora imprezy, bodajże jakiegoś działacza WKSu. Ten nam to samo oświadczył, że nas nikt nie wpuści na sektor gości bo delegat PZPN będzie na meczu, a sektor gości na tym stadionie nie ma licencji na wpuszczanie kibiców gości oraz skuteczne zaprowadzanie porządku na stadionie. Wobec czego zostaliśmy na prawdziwym lodzie, nie wiedząc co tu robić. Przestaliśmy tak ponad godzinę pod tym stadionem, bez żadnej ochrony, i zdecydowaliśmy się wspólnie że zagadamy do kiboli Śląska i wejdziemy do nich na sektor, jednakże tuż po tym podjeżdżają kaski do nas i zaczynają nas spisywać. Jak kaskom powiedzieliśmy ze jesteśmy z Łomży na początku nie wierzyli, mówiąc że ich wkręcamy, jednak po wzięciu od nas dowodzików okazało się że faktycznie jesteśmy z Łomży. Kaski na początku chciały nas w ogóle wywalić ze stadionu, żeby nie było żadnych problemów, jednak ich główny kask skontaktował się z organizatorem imprezy i nakazał nas gdzieś umieścić na stadionie. Po tym zostaliśmy w eskorcie doprowadzeni pod wejście na trybunę krytą, i weszliśmy na powyższy sektor Vipów. Mecz jak mecz remis nas ucieszył, ale mieliśmy 3 sytuacje 100%, wiec niedosyt pozostał. W trakcie przerwy podeszły do nas 2 kaski z Kryminalnej i zaczęły się wypytywać o różne rzeczy, udaliśmy pikników zainteresowanych jedynie piłka i od nas odbili. Cały mecz staliśmy wśród loży Vipów Ślaska, i ujawniliśmy się w 60 minucie spotkania kilkakrotnie sławiąc nazwę naszego klubu, po tym do końca kilkakrotnie oznajmialiśmy wszem obecnym nasza obecność. Po zakończeniu podziękowaliśmy piłkarzom za grę i udaliśmy się pod autokar naszych kopaczy. Powrót z piłkarzami był wesoły, wszyscy się cieszyli z wyniku pierwszego meczu w 2 lidze. Za Wrocławiem piłkarze zatrzymali się na szame, co jest godne podkreślenia nas tez zaprosili na elegancki obiad. Każdy z nas dostał obiad, piwo i ogólnie najedliśmy się jak burżuje. Droga powrotna w tak miłej atmosferze minęła bardzo szybko i o 5 rano po 26 godzinach w trasie dotarliśmy wkońcu do naszego kochanego miasta. Mnie osobiście bardzo cieszy za jako pierwsi i jedyni zaliczyliśmy pierwszy mecz wyjazdowy w 80- letniej historii naszego klubu, pierwszy wyjazd tak daleki, i ogólnie mnie to bardzo cieszy. TYLKO ŁOMŻA 84”. |
||||||||||||||
|
kolesztrojkata
Capo di Tutti Capi
|
Wyjazd na Stal Stalową Wole
Zaczynając opis z tego wyjazdu, należy się słowo wyjaśnienia ewentualnie wstępu, dotyczącego właśnie tego wyjazdu. Po udanym wyjeździe na KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, wiele osób deklarowało, że wyjazd na Stalówkę będzie właśnie takim wyjazdem, na którym muszą koniecznie być wszyscy tak zwani „orientujący się w klimatach kibicowskich vel Kumaci” kibice ŁKSu Łomża. Ale jak to w życiu bywa, z tygodnia na tydzień do terminu rozegrania meczu, rzesza deklarujących się na ten wyjazd zmalała do liczby kilkunastu osób. Tak wiec w ostatnim tygodniu nazbierało się osób gotowych do wyjazdu akurat na kilkuosobowego busa, jednak po pewnym telefonie w środku tygodnia poprzedzającego dzień meczu grono wyjazdowiczów jeszcze się zmniejszyło, i w dniu wyjazdu musieliśmy jeździć po Łomży w godzinach rannych, żeby znaleźć jedna osobę chętną na ten wyjazd, ponieważ było jeszcze wolne miejsce w 7- osobowym busie (wiadomo przy takiej odległości do Stalowej Woli, ważne żeby koszty związane z przejazdem były jak najmniejsze). Ostatecznie po godzinnym krążeniu po Łomży skompletowaliśmy swoją liczbę i na Stalówkę wybraliśmy się w 7 osób. Podróż mijała wyśmienicie, w miłej alkoholowej atmosferze. Po drodze zakupiliśmy spray i troszeczkę upiększyliśmy przydrożne przystanki i nie tylko, ale o tym później. Na stadion w Stalowej Woli dotarliśmy z prawie godzinnym opóźnieniem, który wyniknął ze stania w kilku korkach związanych z przebudową wielu dróg (w jednym korku staliśmy około 45 minut). Po dotarciu pod bramy stadionu kupiliśmy bilety (6 zł za wejściówkę, i jeszcze cieć na bramce proponował nam żebyśmy wchodzili we 2 na jeden bilet, co było dla nas wielkim szokiem, że takie kwiatki są możliwe w 2 lidze). Po zapytaniu się ciecia gdzie jest klatka dla kibiców gości, wskazał nam sektor po drugiej stronie stadionu od strony kas. Weszliśmy na stadion (ludzi około 2000 osób), przeszliśmy wśród kibiców po całej koronie stadionu i tak dotarliśmy do bram klatki dla gości. Większość pikniku ze Stalowej Woli nie wiedziała, co się dzieje jak podeszliśmy do ochrony w klatce, i powiedzieliśmy żeby wpuścili nas do środka (do tej pory byliśmy na stadionie bez żadnej ochrony), po wejściu do klatki w jakiejś 70 minucie meczu, młyn Stalówki, jaki i pikniki dopingujący do tej pory nawet głośno, zamilkli i obserwowali, że niewiadomo skąd pojawiła się w klatce dla gości grupa kibiców z Łomży. Pierwszy raz spotkałem się wtedy z prawdziwą martwa ciszą na stadionie, która trwała z 3- 4 minuty, po prostu to był dla nas szok. Po tym unormowało się i Stalówka dalej bardzo dobrze dopingowała swoją drużynę, my kilkakrotnie zaznaczyliśmy swoją obecność na stadionie, nie mieliśmy ze sobą żadnych barw. Po meczu piłkarze do nas podeszli, i podziękowali nam za naszą obecność (mimo tak małej liczby osób) na tym meczu. Zbyszek Kowalski powiedział do nas, (co bardzo mi utkwiło w głowie):, „ czemu jest Was tak mało, miał Was być cały autokar”, co świadczy o tym, że piłkarze także bardzo liczą na nas jak im pomagamy dopingiem na terenie rywala, ale jak wyszło z naszym składem wyjazdowym w tym dniu akurat już każdy wie. Po meczu Wąsy do nas podeszły i kazały pakować się w suki milicyjne i że nas wywiozą poza miasto (jakie poj…ne są Wąsy ze Stalowej Woli przekonali się kibice Polonii Bytom, więc z małym oporem weszliśmy do konserwy i wywieźli nas na parking gdzie wcześniej przed meczem zostawiliśmy swojego busa. Wąsy odeskortowały nas do rogatek Stalowej Woli i już do samej Łomży nie mieliśmy ze sobą wahadła. W drodze powrotnej zakupiliśmy browary i gożałe, i impreza trwała dalej. Po drodze zajechaliśmy do Kazimierza Dolnego, gdzie (w niezłym stanie upojenia) chodziliśmy po starówce, i mazaliśmy sprayem gdzie się dało (chcieliśmy nawet wrzucić na przedniej ścianie urzędu miejskiego w Kazimierzu, wrzut ŁKS Łomża, ale jakoś chyba jeszcze było za mało alkoholu żeby taki sztos zrobić). Po tym wszystkim ruszyliśmy w drogę powrotną (większość po kolejnej flaszce odpłynęła do krainy snu), i około 24 dotarliśmy do naszego miasta. Ogólnie wyjazd udany pod każdym względem, tylko szkoda, że zaledwie 7 osób było z Łomży na tym ciekawym wyjeździe, jak się później okazało wiele osób postronnych chciało jechać na ten wyjazd, ale ze względu na brak poważnej organizacji kibicowskiego wyjazdu wyszło jak wyszło, i co najważniejsze kolejny ciekawy wyjazd zaliczony. TYLKO ŁOMŻA 84”. P.S. Może CZECHU, K, kAt, może Grzesiek lub nawet Allegro.pl, opisze jakiś z pierwszych wyjazdów kibiców ŁKSu jeszcze za czasów 4 ligi, przydało by się bardzo porównanie tego co się kiedyś działo z tym co się dzieje teraz na wyjazdach. Pozdrawiam |
||||||||||||||
|
kAt
Wychowany na Zjeździe
|
Pozwolę sobie zacytować opis wyjazdu na Olimpię Warszawa, nie pamiętam daty.. cytuję bo byłem we wspomnianej "ekipie samochodowej" i ten opis będzie ciekawszy.
MECZ Z OLIMPIĄ WARSZAWA Do Warszawy wyjechaliśmy PKS-em o g. 6.20 w sześć osób. Drogę do stolicy umilaliśmy sobie łomżyńskim piwem i innymi trunkami. Na miejscu oczekując na tramwaj, na dworcu W-wa Stadion, znowu wypiliśmy po kilka piw. Ilość spożytego trunku i prażące słońce spowodowało, że na Wolę udaliśmy się chwiejącym krokiem. Po wejściu na nowoczensy obiekt zajęliśmy miejsce na jednej z dwóch trybun za bramkami. Zaraz podeszli do nas kibice Olimpii i zabrali nas na swoją trybunę. Usiedliśmy obok siebie i obok siebie wywiesiliśmy flagi (warszawiacy powiesili 4 flagi Olimpii, 1 Legii i 1 Ursusa, my powiesiliśmy nasze 10-metrowe płótno ŁKS ŁOMŻA i jedno małe ŁKS). Wtedy do nas dołączyła ekipa samochodowa i ci, co jechali z piłkarzami (razem nas było 16 osób). Przez cały mecz sielanka, fajny doping raz dla ŁKS, raz dla Olimpii. W przerwie spotkania rozmawiamy razem przy piwku, w barze obok stadionu. Po meczu piłkarze nam dziękują, szykuje się też zadyma. Razem z kibicami WRKS idziemy na ich ochronę ale ostatecznie do konfrontacji nie dochodzi. Żegnamy się z zaprzyjaźnionymi kibicami Olimpii i ruszamy w drogę do Łomży. żródło: B'99 nr1/01(02) 28 luty 2000. |
||||||||||||||
|
kAt
Wychowany na Zjeździe
|
Przy okazji wspomnę o dwóch wyjazdach w sezonie 1999/2000. Niektóre fakty z powodu upływu czasu mogły mi umknąć dlatego w razie czego proszę o sprostowanie.
Mlekovita Ruch Wysokie Mazowieckie - ŁKS Łomża (24 października 1999) Na ten mecz wybrałem się ze "starszyzną" furą, w której panowała niezła atmosfera, ponieważ niektórzy pasażerowie zabrali się "prosto z wesela". :) Wchodzimy na stadion, gdzie panuje spokój i cisza. Po krótkim czasie kibice z Łomży odnaleźli się na stadionie i można było uformować młynek - ok 25-osobowy. Kilka osób przyjechało z naszymi piłkarzami. Gospodarze nie wystawiają młyna, a my stoimy i dopingujemy naszą drużynę otoczeni kibicami z Wysokiego. Jedynie jakiś miejscowy menel podszedł z fachą w ręku, krzyczał coś do nas, ale ucichł, gdy... wypadła mu flaszka i rozbiła się.. wszyscy z niego skonali i odszedł ze łzami w oczach :) Pod koniec i po meczu miały miejsce jakieś drobne zaczepki słowne, przez co jeden od nas nie dostał się do autokaru z piłkarzami i wracał z nami furą. Ogólnie spokój. Poryte Jabłoń - ŁKS ŁOMŻA (PP) Na ten mecz wybrała się kilkunastoosobowa grupa kibiców ŁKS-u ze względu na niezwykle egzotycznego przeciwnika :) Pojechaliśmy PKS-em i wysiedliśmy na trasie Łomża - Zambrów. Do "stadionu" mieliśmy kilka kilometrów drogi, mijaliśmy pola, łąki itp. ze śpiewem na ustach :) Jakimś cudem znaleźliśmy sklep, gdzie udało się nabyć Mocne Fulle (hehe) i spytać o drogę na "stadion". Boisko znajdowało się przy jakimś lesie, gdyby nie bramki, nie różniło by się niczym od okolicznych pól. Brak jakichkolwiek trybun oraz.. ogrodzenia, dlatego flagę (flagi?) rozłożyliśmy na ziemi. W przerwie meczu obijamy kibica Olimpii Zambrów oraz dwóch miejscowych. Miejscowi zbierają się żeby nas zlinczować (w ruch poszły parasolki i wszystko co było pod ręką), jednak działacze miejscowi i łomżyńscy uspokajają sytuację. Z powodu braku transportu do Łomży postanowiliśmy wracać z piłkarzami. Gdy dochodziliśmy do autokaru znowu doszło do szarpaniny z udziałem nas, naszych piłkarzy i lokalnych "fanatyków" ;P którzy widząc, że stawiamy im opór, za namowami swoich piłkarzy rezygnują z dalszych atrakcji. P.S. Nie traktujcie tych relacji jako "oficjalnych" :) |
||||||||||||||
|
CZECHU
|
Tur Bielsk Podlaski – ŁKS Łomża; kilka godzin wcześniej Polonia II Warszawa – Olimpia Warszawa wiosna 2004
Na spotkanie naszych byłych już zgodowiczów Olimpijczyków z KSP wybrała się grupa B’99. Na miejsce docieramy busem w 14 osób. Tam spotykamy 9 Olimpijczyków i 5 kibiców Dolcanu, którzy oznajmiają, że na stadionie Olimpii są chuligani Polonii i że odwołali autobus do Konstancina, gdzie ten mecz miał się odbyć. Razem z Olimpijczykami jedziemy pod centrum handlowe na Woli, gdzie czekamy na podjęcie przez Olimpię decyzji, czy jedziemy do Konstancina. W pewnym momencie zostaje wyczajonych trzech szpiegów z Polonii. Zaczynamy ich gonić, a oni uciekają do Fiata 126p i palą wrotki na wstecznym. Kierowca nie zauważa betonowych słupków i uderza w nie tak, że maluch podskakuje na wysokość kilku metrów (latające maluchy hehe). Pojazd przewraca się. Pasażerów tego pojazdu zostawiamy w spokoju i zawijamy się z miejsca zdarzenia w obawie przed policją. Jeszcze na jednym z pobliskich osiedli popijamy z Olimpią piwo. Do wyjazdu do Konstancina ostatecznie nie doszło. Ja natomiast do tej pory nie wiem czy tych trzech typów to faktycznie było KSP czy może (L) czy tak jacyś przypadkowi blokersi. Prosto z Warszawy udajemy się na nasz mecz do Bielska Podlaskiego. Po drodze, w Brańsku, dołącza do nas 14 osób ze Sparty Szepietowo i bus z Łomży, głównie z eŁKaeSiakami’03. Wspólnie dojeżdżamy na mecz i razem z osobami, które przyjechały samochodami, wchodzimy z bramą na stadion Tura. Jest nas w sumie 53 osoby. Od razu ruszamy na młyn miejscowych z którego kilku się postawiło i zaliczyło lekki oklep, reszta zaś uciekła. Naszym łupem padają dwie flagi i jeden szal miejscowych. Zaraz po tym zajściu na stadion wpada ochrona z policją, dlatego rezygnujemy z dalszych awantur. W czasie meczu odpalamy jedną racę i dopingujemy nasz zespół. W przerwie meczu kilka osób od nas robi promocję w sklepie obok stadionu. Na 10 minut przed końcem meczu psy wyprowadzają nas ze stadionu i ruszamy w stronę Łomży. W Szepietowie żegnamy się ze Spartą. Warto nadmienić, że na około miesiąc przed meczem w Bielsku kibice Tura rozpisywali się wszędzie co to z nami nie zrobią jak przyjedziemy, więc radzę wszystkim internetowym napinaczom zamiast wypisywać głupoty na necie to iść na siłownię lub trening jakiejś sztuki walki, bo rzeczywistość jest inna niż ta którą serwuje nam ekran monitora. ŁKS Łomża – Olimpia Zambrów jesień 2002 Na tym meczu stanowiliśmy ochronę, więc jasnym było, że do zadymy z kibicami gości na stadionie nie dojdzie. Nasz młyn na tym meczu to około 50-60 osób, w tym 3 z Olimpii Warszawa i 9 ze Sparty Szepietowo. Z oprawy mieliśmy serpentyny, konfetti race i kolorowe świece dymne. Jednak nie to było najważniejszym wydarzeniem tego spotkania. Zambrowiaki przyjeżdżają w 30 osób, po jakimś czasie dołącza do nich 10 kibiców Sparty Augustów. W przerwie staramy się umówić z zambrowiakami na ustawkę po 15, na co ci początkowo się zgadzają. Czekamy na nich na bocznym boisku, lecz zamiast zambrowiaków przychodzi Augustów i informuje, że ZKS chce się bić po 10 poza stadionem. Przeprowadzamy więc 10 zambrowiaków koło naszego sektora i udajemy się nad rzekę. Tam jednak wykręcają się oni od walki i wracają na swój sektor. Zostaje tylko trzech zambrowików, którzy mimo, że za bardzo do walki chętni nie byli, postanowili bronić honoru swojego klubu. Zanim dochodzi do naszej walki, po trzech ustawiają się obie Sparty. Po około 2 minutach lepsi okazują się hools znad Netty. Następnie dochodzi do walki 3x3 między nami a Zambrowem. Po kilku sekundach jest już po zabawie, walka kończy się naszym niepodważalnym zwycięstwem. Po meczu mamy jeszcze małe przejścia z policją. |
||||||||||||||
|
CZECHU
|
Unia Ciechanowiec – ŁKS Łomża rok (chyba) 2000
Przypomniał mi się jeszcze bardzo ciekawy wyjazd. Do Ciechanowca wyruszyliśmy PKS-em w cztery osoby. Od połowy drogi jechaliśmy w autobusie już sami, wszyscy w kominiarkach pomimo lata. Kierowca częściej patrzył w lusterko niż na drogę, bo nie za bardzo wiedział, czy przypadkiem za chwilę nie będziemy chcieli porwać autobusu. A przy okazji nasłuchał się piosenek wychwalających nasz klub. W Ciechanowie byliśmy na około 3 godziny przed meczem, więc łaziliśmy sobie po tym miasteczku. W jednym ze sklepów “S” zrobił pierwszą w swoim życiu i jak się później okazało nie ostatnią, “promocję”, a składały sie na to Mentosy i czekolada. Na godzinę przed meczem udajemy się na stadion, gdzie dołączają do nas kolejne 4 osoby, które przyjechały z piłkarzami. Wywieszamy flagę i dopingujemy naszych zawodników, którzy ten mecz chyba nawet wysoko wygrali. Dzięki dogodnemu położeniu stadionu (z trzech stron las, z czwartej stawy rybne) nasz doping był naprawdę donośny. Do Łomży mieliśmy wszyscy wracać z naszymi zawodnikami, jednak zanim do tego doszło miało miejsce takie oto wydarzenie. Prawie wszyscy do autobusu szliśmy przez boisko, tylko niejaki “Bu” udał się na około przechodząc wśród miejscowych, którzy wychodzili ze stadionu. W pewnym momencie słyszymy jak “S” krzyczy “Bu leją” i lecimy za nim na pomoc naszemu. Tam dochodzi do krótkiej szarpaniny z miejscowymi, których była naprawdę sporo, koło 40-50, może i więcej. Po chwilowym zamieszaniu wracamy pod autokar. Tam jeden z miejscowych, który na meczu nie był, ale chyba trochę oberwał, powiedział, że cały autokar nie wyjedzie, dopóki policji nie zostaną wydani “ci bandyci”. Pani, która pracowała kiedyś w ŁKS-ie i często jeździła na mecze powiedziała, że jesteśmy juniorami, a nie bandytami i że wracamy do Łomży tym autokarem. A w ogóle to kazała facetowi się jeb... . Skończyło się na tym, że przez nikogo nie niepokojeni wróciliśmy do domów. Jak się okazało, na meczu było kilka osób z Wysokiego Mazowieckiego i to oni skroili “Bu” szalik Polski, który ten pożyczył od “S”, gdyż myśleli, że to nasz szal. Woleli przyatakować jednego od nas po meczu, niż w trakcie zaatakować naszą ósemkę i skroić nam flagę, którą ze sobą mieliśmy. Po powrocie od znajomego dziennikarza dowiedziałem się, że gdy ten zadzwonił do Ciechanowca po wynik i strzelców bramek, usłyszał, że nie ma czasu odpowiadać, gdyż musi zadzwonić na policję, bo mu chuligani z Łomży demolują stadion. Na pytanie, ilu jest tych chuliganów usłyszał: “Panie, z dziesięciu”. Takie to kiedyś fajne wyjazdy były. |
||||||||||||||
|
Rodowity_Mazowszanin
|
KS Stawiski - ŁKS Łomża 1:4 (anulowany)
Jednym z moich ciekawszych spotkań ŁKS-u rozegranych poza Łomżą był mecz wyjazdowy w Stawiskach pomiędzy miejscowym KS-em a Łomżyńskim Klubem Sportowym (występujacym jeszcze wtedy w IV lidze). Mecz ciekawy dla mnie nie tyle od strony kibicowskiej lub sportowej (choć wygraliśmy 4:1) a ze względu na środek transportu. Otóż w przeciwieństwie do większości łomżyńskich kibiców którzy wybrali się do Stawisk samochodami, ja drogę dzielącą Łomżę od Stawisk postanowiłem przebyć... rowerem (miało się wtedy te pomysły). Aby zdążyć na to spotkanie wyruszyłem dosyć wcześnie rano, oczywiście odpowiednio wyposażony w kilka znanych regionalnych wyrobów. Jako że mistrzem kondycji nie jestem, podróż do Stawisk zajęła mi dobre 2,5 godziny (w tym kilka przystanków na odpoczynek). Parę razy zostałem nieomal "zmieciony" w stronę pobocza (tutaj specjalne podziękowania do wszystkich wspaniałych kierowców TIR-ów...). W samych Stawiskach jak to w Stawiskach poza miejscowym kościołem i rynkiem nic ciekawego. Do meczu pozostało jeszcze trochę czasu więc udałem się w stronę rynku aby poczekać do godziny rozpoczęcia meczu. W międzyczasie przyplątał się jakis miejscowy gówniarz, który zaproponował "przetrzymanie" mojego roweru u siebie w domu na czas meczu. Typek był potem jeszcze zdziwiony, że nie skorzystałem z tej możliwości. To co mnie zaskoczyło na samym stadionie, poza rzecz jasna znacznym procentem łomżyńskich fanów wśród publiczności, to murawa. Murawa jakiej w Łomży jeszcze dłuuugo nie zobaczymy... Sam mecz był raczej jednostronnym widowiskiem. Poza momentem w którym Stawiski zdobyły kontaktowego gola dominował ŁKS, który ostatecznie wygrał te małe derby 4:1 (niestety wynik tego meczu po rundzie jesiennej anulowano - Stawiski wycofały się z ligi). Gole dla biało-czerwonych strzelili "Sazan" , "Pieczyw" , "Dziki" i Sawko. Na trybunach totalny piknik ale było za to śmiesznie np. gdy pewne osoby dorwały się do mikrofonu miejscowego spikera. Końcowy gwizdek sędziego oznaczał opuszczenie gościnnych Stawisk, w których z racji dużej ilości obecnych fanów ŁKS-u czuliśmy się jak u siebie. Drogę powrotną przebyłem już w "rekordowym" tempie 1,5 godziny cały czas mijany przez kawalkadę aut na łomżyńskich blachach z pasażerami zaciekawionymi moim niecodziennym środkiem transportu. Wyjazdy w IV lidze miały jednak swój niepowtarzalny klimat... |
||||||||||||||
|
DE'03
|
Drwęca Nowe Miasto Lubawskie - ŁKS Łomża (lipiec 2004)
Na miejscu zbiórki meldujemy się w 15 osób (w miarę dobrej jak na tamte czasy ekipy) i czekamy na wynajętego busa. Kilka godzin przed meczem wyruszamy na jeden z dłuższych trzecio-ligowych wyjazdów. Zatrzymujemy się za Ostrołęką gdzie robimy promocje, chwile czekamy i jedziemy dalej. Za Przasnyszem mamy problemy z dalszą podróżą (był jakiś obiazd) ale nasz kierowca sobie jakoś poradził (ogólnie był wporządku, jeden z lepszych kierowców z jakimi miałem przyjemność podróżować). W Mławie zatrzymujemy się w centrum miasta. Tam trochę chodzimy, zaznaczamy swoją obecność, malujemy kilka ścian. Pamiętam też sytuacje gdy, S wszedł do sklepu wziął zgrzewe jakichś regionalnych piw i wyszedł a za nim ochroniarz, który po wyjściu ze sklepu od razu cofnął się gdy zobaczył Ka. No i ruszyliśmy w dalszą podróż, chłodząc się w upalny dzień zdobytym trunkiem . Do NML dojeżdżamy bez problemów, nie niepokojeni przez nikogo. Przed stadionem wychodzimy z busa i idziemy do bramy, gdzie zatrzymują nas ochroniarze. Chcą od nas bilety, my komentujemy to śmiechem nagle brama się otworzyła (wyjeżdżała straż pożarna), a my wbiegamy na stadion. Najpierw chwile stoimy na mniejszej trybunie, po chwili słyszymy z drugiej strony od młynka Drwęcy jakieś bluzgi w naszą stronę, bez chwili zastanowienia ruszamy przez boisko, niestety zatrzymuje nas ochrona i kieruje do sektora dla przyjezdnych. Dołączają do nas jeszcze dwaj kolesie i w 17 osób dopingujemy naszą drużynę. Pod koniec meczu jakiś podchmielony koleś zza płotu próbuje nas sprowokować, my jednak go tylko wyśmiewamy. Po meczu rzucamy się na płot i dziękujemy naszym za walkę na boisku. Po tym robimy zamieszanie przy wyjściu, próbując "otworzyć" bramkę, co powoduje wyraźną panikę wśród miejscowych. Następnie przejmują nas ci co zawsze i odprowadzają do busa, do granicy powiatu mamy eskortę. Od razu gdy psyjaciele odpuszczają zajeżdżamy do sklepu i robimy kolejną promocję. Dalsza droga mija spokojnie. Podsumowując, to był jeden z fajniejszych wyjazdów na jakim byłem |
||||||||||||||
|
AlessandroC
|
Wszystko sie zgadza tylko błedna data jest rozegrania meczu. Poprawna to : (17.V.2003r) |
||||||||||||||||
|
Mardok
ŁKS Łomża
|
...
|
||||||||||||||
Ostatnio zmieniony przez Mardok dnia Sob 20:01, 30 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz |
kAt
Wychowany na Zjeździe
|
Olimpia Warszawa - ŁKS ŁOMŻA, 2000
|
||||||||||||||
|
eRBK
Export Boys
|
tak troszke z innej beczki
tak całkiem z nudnów postanowiłem przyblizyc nieco sylwetke naszej grupy Ultras Export Boys a więc grupa oficjalnie liczy obecnie 12 osób lecz w przygotowywaniu opraw czasem pomagaja nam osoby na stałe nie zwiazane z grupą.Zajmujemy się tworzeniem opraw i produkjca gadzetów jak równiez pomagamy przy sprawach organizacyjnych Jestesmy dosc młoda grupą.W oprawy wkładamy bardzo duzo serca czasu i poswiecenia Nasza przygoda z ultraską zaczeła sie od meczu z Mazowszem Grójec ( i pamiętne 23 kg saletry ) Wtedy to na stadionie oprawami zajmowala sie grupa eŁKaeSiacy'03 i dali nam szanse na wykazanie sie... z kazdym kolejnym meczem pomagalismy chlopakom z E'03. Mielismy wiele checi i zapału i tak wkoncu przejelismy pałeczkę.Oficjalna pierwsza oprawa- uznajemy 1 mecz w drugiej lidze w Łomzy ŁKS - Polonia Bytom (lecz przy wczesniejszych oprawach tez udzielalismy się i bylismy ich współtwórcami) Najgorsza nasza udręką jest trybuna na której naprawde sa ciezkie warunki i tak na koniec Szanujemy wszystkie słowa krytki i jestesmy wdzieczni za nią bo nic nie daje takiej nauczki jak przysłowiowy "kop w 4 litery" Jestesmy tez wdzieczni za wszystkie slowa uznania za kazda pomoc którą własnie wy kibice ŁKSu nam oferujecie ! Chciałbym jeszcze raz podziekowac wszystkim którzy pomagaja nam w powstawaniu opraw ! Bedziemy dalej sie rozwijac i bedziemy sie starac tworzyc coraz to lepsze oprawy i na koniec mała galeria |
||||||||||||||
|
JimBeam
|
Teraz opiszę najbardziej pechowy wyjazd mego życia
W środę 26 marca 2008 roku wraz z kolegą Alkoholikiem postanowilismy wybrać się na mecz kadry Polska-USA,który odbywał się w Krakowie.Na początku miał jechać kto inny jednak z różnych przyczyn pojechaliśmy właśnie my.Ten kogo zastąpiliśmy niech dziękuje Bogu,że został w domu Swoją podróż zaczeliśmy ze sporym zapasem o godzinie 4:40 autobusem do Warszawy.W stolicy mieliśmy zaplanowany pociąg do Katowic o 8:45,więc spokojnie powinniśmy zdążyć.Właśnie powinniśmy, ale nam się nie udało Przez je..bane korki jechaliśmy 4 godziny do Warszawy co jest chyba absolutnym rekordem. Ze stadionu szybko udajemy się na Dworzec Zachodni i niestety spóźniamy się około 10 minut.Szybko się jednak ogarniamy i kupujemy bilety pociągowe bezpośrednio do Krakowa,jednak musimy czekać 2 godziny na transport.Okres oczekiwania spędzamy w otoczeniu bezdomnych,turasów i gołębi.No nic takie życie,następnym razem nam się uda...chyba. Konsumujemy też dworcowe hamburgery z psa lub jakiegoś innego bezdomnego zwierzęcia co daje efekt,którego chyba się domyślicie.Jedno jest pewne-nieciekawie się dzieje Żeby nie pijany "spiker" na dworcu to chyba bym umarł tam na ławce.Umierałem... ale ze śmiechu Koleś był tak najebany,że tylko mruczał przez ten megafon.Tego dnia pewnie wysłał nie jedną osobę w przeciwnym kierunku do którego chciała dojechać W końcu mamy pociąg,na który szczęśliwie trafiamy bo "nasz spiker" pozamieniał perony w ostatniej chwili Z bananem na twarzy zajmujemy przedział i w drogę.Podróż zajebiście męcząca przeplatana snem i spacerami po pociągu.Zanim dojechalismy do Radomia już mieliśmy wszystkiego dość,nie wspominając co działo się z nami w Kielcach Ostatecznie do Krakowa dojechaliśmy na godzinę 17 z półtora godzinnym opóźnieniem.Same rekordy W Krakowie piździ gorzej niż w kieleckim.Ogólnie od samego początku miasto robi na nas ogromne wrażenie.Wszystko ładne i zadbane-dworzec najładniejszy w Polsce chyba.Po krótkim spacerze wbijamy się w tramwaj i jedziemy na stadion.Po drodze mijamy ładne budynki,parki itp. . W końcu jesteśmy na Błoniach Fajnie to wygląda jak po jednej stronie stoi stadion Craxy,a po drugiej Wisły.Pod stadionem dużo pikników,prawie wogle nie widac jakichś zorganizowanych ekip oprócz oczywiście fanów Wisły obstawiającymi kasy Bez problemu i kolejek odbieramy bilety i jako jedni z pierwszych zasiadamy na stadionie.Wywieszemy naszą flagę na płocie w narożniku i czekamy ponad 2 godziny do meczu.Stadion powoli się zapełnia jednak w większości rogatych tumanów z pomalowanymi twarzami i cudacznymi flagami,które wiszą obok naszej.Na 30 minut przed meczem wpada grupa Wisły i zrywa większość piknikowych flag na naszej trybunie.Naszą flagę zostawiają w spokoju nie mając do niej żadnych zastrzeżeń.Wisiała z boku nie przeszkadzając w wywieszeniu na środku narodowych płócien Wisły.Jednak po 20 minutach na trybunę wchodzi kolejna ok.100 osobowa ekipa wiślaków z klubowymi flagami.Niestety musielismy ustąpić miejsca na płocie takim fanom jak "TS Wisła Kraków" czy słynna "Armia Białej Gwiazdy".Nasze płótno przewieszamy na bok trybuny obok flagi "Biłgoraj".Obok nas 14 fanów Łady oraz na dole trybuny Unia Tarnów w nieznanej nam liczbie jak i zresztą inne delegacje zgód wiślaków. Na meczu prowadzony jest dość dobry doping.Ogólnie stadion przy Reymonta doskonale się nadaje do rozgrywania takich meczy co potwierdziło się tego dnia.Napewno przebija atmosferą spotkania przy Łazienkowskiej w Warszawie. Mecz nasi grajkowie przegrywają 3:0,a my zmarznięci,głodni i kopletnie wykończeni udajemy się na Dworzec Główny gdzie za 20 minut miał być nasz pociąg do stolicy.Tramwajem jedziemy 10 minut więc 10 minut jesteśmy do przodu.Postnawiamy jednak ku przestrodze pobiec szybciej żeby nam nie uciekł ten pociąg.Biegniemy około 800 metrów sprintem na peron i widzimy pociąg... który "pokazał nam dupę" i odjechał Załamani tym wydarzeniem nie wiemy co robić.Na tablicy najbliższy pociąg jest o 5 rano,a mamy 23 dopiero.Po kombinacjach z panią w kasie udaje jej się znaleść dla nas ratunek w postaci pociągu o 1:53 do Katowic,a tam przesiadki pociąg z Wiednia do Warszawy.Ale zgoliła z nas kasy Ogólnie tego dnia wydalismy sporo gotówki na te bilety i żeby nie moja karta kredytowa to pewnie byśmy musieli "tańczyć" na mieście żeby zarobić na bilety Po zjedzeniu kolejnych hamburgerów z czegoś tam i wypiciu kawy czas spędzamy na poczekalni.Jak wspomniałem dworzec jest fajny ,jednak takie cyrki co tam się odpierdala to nigdzie tego nie ma.W kit lumpów ,którzy okupują wszystkie ławki i co rusz jakieś zamarachy z mundurowymi.Przejebaną mają tam robotę Na szczególne wyróżnienie zasługuje "królowa" lumpów,która najebana chodzi i zbiera od nich haracz za siedzenie na dworcu w kwocie 50 groszy od głowy.Jak nam oznajmiła kupuje za to jabole i się tego nie wstydzi :lol:Pacjentka wymiata Po pół godzinnym siedzeniu w tym cyrku mamy dość już i postanawiamy się przejść.Zachciało się piwa Wszystko wokół zamknięte oprócz hoteli.Wiec bez zastanowienia nieopodal wbijamy się do 5* hotelu na piwko za 20 zł Jako jedyna rzecz podczas tego wyjazdu smakowała zajebiście.Zaczynał się nowy dzień gdyż wybiła północ i wraz z zajebistym początkiem tego dnia mielismy nadzieję,że powrót do domu pójdzie nam sprawnie.Wracamy na peron,wbijamy się w pociąg do Katowic i walimy w kime.Budzimy się akurat w miejscu docelowym i wypadamy z pociagu bo o mały włos byśmy pojechali do Wrocławia. Na dworcu w Katowicach brud ,smród i ubóstwo,ale lumpów prawie nie widać(w lato jest tam ich masa).Ogólnie w budynku chyba z -15 stopni więc nie ma co się dziwić.Musiało coś się spierdolić i tym razem.Naszego miedzynarodowego "Chopina" opóźnili o 20 minut oraz jeszcze później o kolejne 25.O mały włos nie zamarzliśmy tam.W ostaniej chyba chwili mego szarego życia pojawił się wymarzony pociąg.Drogie bilety okazały się opłacalne.Wyczesanie ciepło,wygodnie i szybko się jechało-jak w raju dla nas.Całą drogę do Warszawy przespaliśmy smacznie.Już po wysiadce na Dworcu Wschodnim udajemy się na Stadion na autobus do Łomży.No i do czego się już przyzwyczailismy tego dnia ,uciekł nam 2 minuty przed naszym przybyciem.Półtorej godziny czekania na kolejny było chyba najbardziej przejebanym okresem w mojej życiowej historii. Po 32 godzinach jazdy pociągami,tułania się i koczowania po różnorakich dworcach stawiamy się w ukochanej Łomży Do "szczęścia" nam brakowało tylko żeby jakaś ekipa nas zaatakowała rakietnicami Chu.j w dupę pociągom i dworcowym hamburgerom |
||||||||||||||
|
JimBeam
|
Jako,że zima tuż tuż i nudno trochę wieczorami to jedziemy dalej z koksem
Zacznę od wyjazdu do Chorzowa na mecz Polska-Dania.Na ten mecz jedziemy dobrym jak naszą ekipę 20 osobowym składem z flagą.Same "Asy" kurwa hehe.Oczywiście na zbiórkę jak to jest już tradycją zjawia się dość spora grupa osób zmelanżowanych jak borsuki.Kierowcy jak tylko zobaczyli "wycieczke" chyba przestali wierzyć w Boga Na początku podróży nie dawaliśmy im za bardzo popalić chcąc spokojnie dojechać na mecz.Jak się większość domyśla-długo to nie trwało hehe.Sztywny kierowca zabronił palic papierosów oraz używac wulgarnych słów,a nawet głośno się śmiać Takim obrotem sprawy większość ekipy nie jest zadowolona i wyraża swoje zdanie oczywiście w nie za bardzo kulturalny sposób.Przejechaliśmy kilkadzięsiąt kilometrów od Łomży,a on już chyba ze 3 razy chciał zawracać.Z nami nie tak łatwo hehe.Po negocjacjach pewnych osób na chwilę się uspakaja towarzystwo,jednak przed samą Warszawą wkurwienie sięga zenitu z obu stron.Kierowcy chcą zawracać,a my byliśmy już w stanie przesiadać się do pociągu.Dojechaliśmy do stolicy gdzie spotykamy się z naszą wiarą tam zamieszkującą w postaci kilku osób.Po rozmowach i rozważaniach postanawiamy jednak kontynuować jazdę z panami tą konserwą bo napewno ani bus ani autobus to nie był Kurwa i w taki o to sposób ruszamy na Katowice.Po drodze kilka postoi.Na jednym z nich napotykamy kilka fur cyganów z dorobkiem swojego zycia podróżujących swoimi BMW.Przez moment było groźnie bo z obu stron było widać ciśnienie na siebie jednak żadna ze stron nie atakowała.Ostatecznie odjeżdżamy swoim zajebistym pojazdem do celu.Przed Częstochową kolejny postój,tym razem na obiad bo większość zgłodniała.Tam zajmujemy prawie cały ogródek piwny i rozmawiamy sobie o tym i o tamtym.Przeważał oczywiście temat kobiet W międzyczasie niektórzy koledzy po % jak tradycja nakazuje odjebali patologii dobrej i ludzie uciekają od nas.Godzimy się z losem i udajemy się na mecz. W końcu docieramy do celu.Kierowcy wysadzają nas koło parku okalającego stadion w Chorzowie,dają telefon i odjeżdżają w chuj.Wreszcie ulga Udajemy się na stadion,aby zająć miejsca i powiesić flagę.Wchodzimy na 40 sektor chyba ze 2 godziny przed meczem.Tam pustki.Obecni są już fani Wisłoki z Ropczyc oraz kilku typów z Unii Hrubieszów.Trochę gadamy i czekamy na początek meczu.Powoli stadion się zapełnia i coraz więcej flag zawisa wokół nas.Pojawia się Dyskobolia,Unia Tarnów,GKS Tychy,Szombierki Bytom w kilku osobowych delegacjach.Mieliśmy nadzieję, że tradycyjnie na tym samym sektorze będzie nasz "przyjaciel" zza miedzy ale ku naszemu ździwieniu nie pojawiają się tym razem Z większych ekip wyróżnia się Jastrzebie wraz z Hutnikiem Kraków oraz Widzew,który wiesza swoją fanę na inne.Kurwa na trybunach i na boisku padaka.Upał jak skurwesyn-czuliśmy się jak na hawajach hehe.Jednym słowem nie do wytrzymania.Był to czas gdy do kadry przystąpił Roger Pereiro-brazylijczyk.Chyba specjalnie na ta okoliczność zatrudnili jakichś pierdolonych rastamanów co nakurwiali w bębny dzikie rytmy .Na meczu polskiej reprezentacji,wstyd kurwa:oops: Wkurwieni tym obrotem sprawy gdy wchodzi Roger na boisko zdejmujemy swoją fanę i w kilka osób wychodzimy ze stadionu na znak protestu.Stadion oczywiście śpiewa "roger,roger",ale dla nas kurwo nigdy nie będziesz Polakiem Część naszych zostaje,a my postanowiliśmy mecz dokończyć oglądać w sprawdzonym przez M. podczas meczu Polska-Belgia barze w Katowicach.Spragnieni jedzenia oraz picia przemierzamy Katowickie osiedle i w końcu jesteśmy na miejscu Tradycyjny śląski bar wraz z zawartościa w postaci śląskich rodzin.Piwo tanie,kiełbaski się grillują,telewizorek,ogródek-żyć nie umierać.Zamawiamy napoje chłodzące oraz zajebiście smaczną i dużą kiełbaskę i tak spędzamy pozostały czas trwającego meczu.W międzyczasie dochodzi jeszce kilku naszych i po wypiciu udajemy się na wybrane wcześniej miejsce zbiórki.Udajemy sie jeszcze po zaopatrzenie na powrót do hipermarketu i czekamy już całą grupą na naszą jeżdżącą konserwę Gdy pakujemy się do tego kosmicznego pojazdu dostajemy info o zdobytej fanie PMF przez naszych młodych zdolniachów i w końcu w dobrych nastrojach udajemy się w stronę domu. Kierowcy nie wiedzieli jeszcze że czeka ich kara za ich "wybryki" podczas jazdy do Chorzowa.Spowrotem przecież już nie zawrócą No i zaczeła się jazda hehe.każde upomnienie kierowcy było odsyłane w postaci "stul dziure" itp..Cześc spała,ale są też u nas twardzi,którzy robili wszystko aby się dobrze bawić.jak zwykle przy takim towarzystwie ból brzucha i głowy ze śmiechu. Postój. Jemy obiady,a niektórzy nawet kilka Po najedzeniu się ,wypiciu tego i owego większość wychodzi na powietrze.Stoimy sobie przy jakimś ogrodzeniu i słyszymy,że coś tam zapierdala aż płot się trzęsie.Były typy,że to pies,koń,byk czy cielak-jednak nietrafione.Zaciekawieni co za zwierze tam se bryka namawiamy jednego marudzącego kolegę żeby tam wlazł i nam potem opowiedział ale nie skorzystał niestety Po chwili gdy to coś podeszło blizej światła krzyknął ktoś "kurwa to wielbłąd!!!" Kurwa przewaliłem sie na plecy buehehehe To nie był jednak wielbłąd,a lama.Dla nie wtajemniczonych to takie zwierze,ktore pluje...Jako że my kibice mamy dobre serduszka chcileliśmy biedaczkę wypuścić ale nam przeszkodziłą właścicielka i kierowcy.Szkoda bo sławni pewnie byśmy byli Dalsza podróż to już horror dla jednych a dla drugich beka jakich mało.Jak w tamtą stronę słuchaliśmy jakichś fasolek i muzyki poważnej to w powrotną już nakurwiał Popek z Firmą i Rychu Peja Kierowcy już się modlili kiedy dojadą na miejsce i sie nas pozbędą.To był chyba ich najgorszy wyjazd w ich kilkunastoletniej karierze hehe.W koncu jesteśmy w Łomży.Mówimy panom kierowcom "dowidzenia",a oni nam na to ,że już sie nie zobaczymy."nigdy więcej" Pozdro dla obecnych wariatów |
||||||||||||||
|
Nasze relacje i przeżycia kibicowskie |
|
||
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2004 phpBB Group
phpBB Style created by phpBBStyles.com and distributed by Styles Database.
Powered by phpBB © 2001-2004 phpBB Group
phpBB Style created by phpBBStyles.com and distributed by Styles Database.